piątek, 4 kwietnia 2008

in der Schweiz

dzis w towarzystwie niejakiego Jiacinto udalysmy sie do sasiedniej wsi, Acul, na przechadzke. wystarczylo wspiac sie na przelecz za miasteczkiem, a krajobraz zmienil sie w iscie szwajcarski - krowy, plotki, pagorki, wszystko w idealnej harmonii. istota szwajcarskosci byla finca, czyli farma, prowadzona przez wloska rodzine na jednym ze wzgorz. droga prowadzaca do hacjendy mijala rowniutka trawe pastwisk, szczesliwe krowy, piekne konie, utrzymane w idealnej czystosci golebniki, pachnace obory i nawet... domek dla pawia (pieknego). samo domiszcze, swiezo odmalowane i przystrojone, wygladalo na tlo dla sequlela "heidi".


sam hiacynt, przewodnik, jest wart opowiesci. byly partyzant, obecnie zajmuje sie uprawa poletka za domem i okazjonalnym oprowadzaniem turystow. ledwie wyszlismy z miasta, a juz okazalo sie, ze bardziej niz pokazywanie okolicy, interesuje go poznawanie obcych krajow i jezykow. zasypal nas seria pytan o polske, a nie dalej niz po pietnastu minutach zdecydowal, ze jest to swietny kraj dla niego na emigracje. w zwiazku z tym postanowil rozpoczac kurs polskiego. skrzetnie notowal kazdy zwrot i slowo w notesiku, przy czym wykazal sie calkiem sporym talentem i pod koniec spaceru juz z pamieci rzucal: "podoba sie?" "kocham cie" (a jakze), "siadajmy". jego ciekawosc swiata (potem omawialismy nie tylko polske, ale kraje calego globu, a takze systemy polityczne i strategiczne sojusze gospodarcze) byla nienasycona, a cala wiedza, ktora probowalysmy w prostych slowach przekazac, pozostala zapisana w notesie.



wies przy blizszym przyjrzeniu ujawnila bardziej gwatemalski charakter, ale na szczescie bylo to jedno z niewielu miejsc wlasciwie nieskalanych nowym budownictwem. w gwatemali oznacza to nigdy nie dokonczone chalupy z betonowych bloczkow, kryte pordzewiala blacha. tu krolowaly chalupki z drewna i adobe, z szerokimi podcieniami i kryte dachowka. a miedzy nimi - jukki, palmy, malownicze swinie, dzieciaki, krowy, kury, psy... bukoliczny raj par excellance.



na do widzenia - obrazek z porannego targu, na ktorym widac typowy stroj z tych stron. najbardziej spektakularne sa fryzury z pomponami, ktore- jak podjerzewam- maja aspekt praktyczny - ulatwiaja noszenie na glowie wszelkich dobr (misa o metrowej srednicy wypelniona kukurydza, na przyklad).


2 komentarze:

ET pisze...

Proszę o więcej "pomponowych" portretów- są cudne. Olu, Ty się naucz tak utrefić włoski , kto wie co Ci w życiu przyjdzie nosic na głowie ;-))
A temu "fiołkowi" zwanemu Hiacyntem to na pewno nie w glowie były ani globalna strategia, ani położenie geopolityczne Polski tylko dwie śliczne panny z egzotycznego kraju! Niech on nie bedzie taki kozak bo tato wyrwie sztachetę z płotu i ruszy z odsieczą !

Zdumiewajace jak różnorodny jest ten mały kraj .

Usciski,
m

kasia pisze...

'bukoliczny raj par excellance' to zdecydowanie moje ulubione zdanko :)