piątek, 11 kwietnia 2008

pozegnalnie (prawie)

zeby nie pozostac goloslowna, dzis czesc wizualna. na poczatek cos dla jednej z wiernych czytleniczek - zupelnie typowa toritilleria, gdzie indianki lepia i pieka kukurydziane krazki.

a to juz cos z zupelnie innych sfer - swiatynia lorda kakao w tikalu, tuz przed zachodem slonca.

mist - yczny wschod zza mgielki.

malpa pajecza (w wolnym tlumaczeniu) - bardzo nieksztaltny i nieprawdopodobnie zwinny stwor, ktory skacze sobie beztrosko nad glowami odwiedzajacych park.

moja ulubiona swiatynia nr 5 - majestatyczna i posepna.

rumaki ze wczorajszej wycieczki. pan (!) Tequila jest w glebi, na pierwszym planie pan Kur, na ktorym gnala Aga.

10 godzin, 500 km dalej - z powrotem w antigua, czyli znow pod wulkanem.


3 komentarze:

justyna pisze...

olga, jak ty to robisz? nalesnikarnia w gwatemali, wulkan na jawie (to na jawie bylo?),.. gdzie jeszcze odnajdziemy twoje slady? :)

olcia, swietny blog! mam nadzieje, ze checi do pisania cie nie opuszcza po powrocie do polski!
buziaki

ET pisze...

MISTyczna fotka - cudności. Zal że stamtąd wyjeżdzasz ,choć cudnie bedzie Cię wyściskać na ojczystej ziemi. Tęsknie , m

olgita pisze...

a, no taka juz jestem swiatowa :-))
zgadzam sie z justyna - olu pisz dalej nawet z polszy!