gwatemala zalewana jest przez wplywowe koscioly (sekty) ewangelickie, glownie ze stanow (olgita, to po czesci odpowiedz na twoje pytanie). kosciol rzymskokatolicki spada na coraz odleglejsze pozycje w rankingu uslug dla duszy, chocby ze wzgledu na swoja polityke pro rezimowa z czasow dyktatury militarnej. teraz w najmniejszej wiosce stoja po dwa - trzy koscioly, ktore ostro ze soba rywalizuja, a walka o rzad dusz odzwierciedla sie takze na murach.wyjatkowo aktywny byl koscielny PR nad jeziorem. na kazdej chatce wymalowane byly hasla w stylu "sukces tkwi w modlitwie", "chrystus najwiekszym wodzem etc.". jedno z nich widac na tym zdjeciu ("jezus, jedyna nadzieja dla ciebie"), w tle zas wznosi sie tortowy budynek nowego kosciola ewangelickiego.
dzisiejszy dzien zaczal sie - suprise, suprise - o 4:40. o 5 rano pod hostel podjechal carlos, uwodzidzielski przewodnik, wraz z para australijczykow, z ktorymi mielismy zdobyc drugi wulkan - santa marie. tym razem glowna atrakcja byla okupiona niemalym wysilkiem - 3,5 godziny stromego podejscia na 3770. na gorze czekal nas raj wulkanologiczny - widok na prawie wszystkie gwatemalskie stozki, w tym na niejakiego santiaguito, ktory nalezy do najaktywniejszych wulkanow na swiecie. dzisiejszego poranka spisal sie doskonale. ledwie zdazylismy wyciagnac aparaty, zaczal charczec i burczec, a nastepnie wyrzucil z siebie chmure dymu i kamieni. tu cala nasza trojka - susel, santiaguito i ja.
co ciekawe, malec (ledwie 2,000 z ogonem) jest nowym kraterem wielkiej santa marii, ktora sama od lat drzemie uspiona.
po wycieczce, ktora wykonczyla nas bez porownania bardziej niz poprzednie spacery, zerwalysmy z tradycja probowania lokalnych potraw i poszlysmy na kulinarny wypas do indyjskiej knajpy. nie zeby nie smakowalo nam gwatemalskie jedzienie (ja jestem zachwycona, od obiadu w comedor za 2 dolary, po wyszukane danie w restauracji dla gringos - wszystkio jest pyszne i egzotyczne), po prostu chcialysmy skorzystac z ostatniej okazji przed wyjazdem na zupelna prowincje. wybor okazal sie trafny, na stol wjechaly pachnace i pikantne samosy, naany, dale i takie tam. dlugo na tym stole nie postaly, a uczta zostala zwienczona zakupem mnostwa owocow na targu oraz browniesa w kawiarni. mniam!
3 komentarze:
Tu milosnicy wulkanow, Wojtek ze szczegolnym zachwytem przygladal sie zdjeciom z wulkanow i pewnie poprosi w Warszawie o wiecej :) Jak kolorowo na gwatemalskim targu! Wygladacie z Suslem na zadowolone. Buziaki!
Ale fajowskie zdjatka i widoczki !!!!! Super dzielne dziewczynki wchodza do przedsionka jądra ziemi ..zazdraszczam barrrdzo.
Uważajcie aby Was pieklo nie pochłonęło i przekazujcie wiesci. Czekam Usciski,m
aha, fajne te wulkany, widoczki i tak dalej - ale OWOCE i WARZYWA, i inne specjały lokalne, to już coś strasznego (do czytania w warszawie na przedwiośniu). no nic, smacznego!
Prześlij komentarz