środa, 2 kwietnia 2008

wybuchowy santiaguito

dzis zdjec mogloby byc bardzo duzo, ale wylacznie dla milosnikow wulkanow. pewnie nie wszyscy podzielaja moja fascynacje tymi dziwami natury, wiec odloze ten temat na druga czesc wpisu.

gwatemala zalewana jest przez wplywowe koscioly (sekty) ewangelickie, glownie ze stanow (olgita, to po czesci odpowiedz na twoje pytanie). kosciol rzymskokatolicki spada na coraz odleglejsze pozycje w rankingu uslug dla duszy, chocby ze wzgledu na swoja polityke pro rezimowa z czasow dyktatury militarnej. teraz w najmniejszej wiosce stoja po dwa - trzy koscioly, ktore ostro ze soba rywalizuja, a walka o rzad dusz odzwierciedla sie takze na murach.wyjatkowo aktywny byl koscielny PR nad jeziorem. na kazdej chatce wymalowane byly hasla w stylu "sukces tkwi w modlitwie", "chrystus najwiekszym wodzem etc.". jedno z nich widac na tym zdjeciu ("jezus, jedyna nadzieja dla ciebie"), w tle zas wznosi sie tortowy budynek nowego kosciola ewangelickiego.




dzisiejszy dzien zaczal sie - suprise, suprise - o 4:40. o 5 rano pod hostel podjechal carlos, uwodzidzielski przewodnik, wraz z para australijczykow, z ktorymi mielismy zdobyc drugi wulkan - santa marie. tym razem glowna atrakcja byla okupiona niemalym wysilkiem - 3,5 godziny stromego podejscia na 3770. na gorze czekal nas raj wulkanologiczny - widok na prawie wszystkie gwatemalskie stozki, w tym na niejakiego santiaguito, ktory nalezy do najaktywniejszych wulkanow na swiecie. dzisiejszego poranka spisal sie doskonale. ledwie zdazylismy wyciagnac aparaty, zaczal charczec i burczec, a nastepnie wyrzucil z siebie chmure dymu i kamieni. tu cala nasza trojka - susel, santiaguito i ja.


co ciekawe, malec (ledwie 2,000 z ogonem) jest nowym kraterem wielkiej santa marii, ktora sama od lat drzemie uspiona.

po wycieczce, ktora wykonczyla nas bez porownania bardziej niz poprzednie spacery, zerwalysmy z tradycja probowania lokalnych potraw i poszlysmy na kulinarny wypas do indyjskiej knajpy. nie zeby nie smakowalo nam gwatemalskie jedzienie (ja jestem zachwycona, od obiadu w comedor za 2 dolary, po wyszukane danie w restauracji dla gringos - wszystkio jest pyszne i egzotyczne), po prostu chcialysmy skorzystac z ostatniej okazji przed wyjazdem na zupelna prowincje. wybor okazal sie trafny, na stol wjechaly pachnace i pikantne samosy, naany, dale i takie tam. dlugo na tym stole nie postaly, a uczta zostala zwienczona zakupem mnostwa owocow na targu oraz browniesa w kawiarni. mniam!

3 komentarze:

kate pisze...

Tu milosnicy wulkanow, Wojtek ze szczegolnym zachwytem przygladal sie zdjeciom z wulkanow i pewnie poprosi w Warszawie o wiecej :) Jak kolorowo na gwatemalskim targu! Wygladacie z Suslem na zadowolone. Buziaki!

ET pisze...

Ale fajowskie zdjatka i widoczki !!!!! Super dzielne dziewczynki wchodza do przedsionka jądra ziemi ..zazdraszczam barrrdzo.
Uważajcie aby Was pieklo nie pochłonęło i przekazujcie wiesci. Czekam Usciski,m

kasia pisze...

aha, fajne te wulkany, widoczki i tak dalej - ale OWOCE i WARZYWA, i inne specjały lokalne, to już coś strasznego (do czytania w warszawie na przedwiośniu). no nic, smacznego!